wtorek, 7 stycznia 2014

Rozdział dziesiąty cz. 2 • ,,Zaopiekujemy się Tobą"

*perspektywa Nialla*
-Niall, co się stało? Wyglądasz na wściekłego.
-Liam, zostaw mnie w spokoju. Miałem ciężki dzień.
-Pokłóciłeś się z Demi?-spytał zmartwiony
-Może tak, a może nie, zresztą co ciebie to może obchodzić?!
-Wyluzuj stary, wszystko się jakoś ułoży, jak zawsze.
-Nie będę czekał, aż się ,,niby wszystko ułoży", nie jestem takim typem faceta. Muszę działać Li.
-Co zamierzasz?
-Muszę załatwić sprawcę, czyli Justina.
-To już się robi nudne z tym Bieberem... Kiedy on da wam spokój?!
-Wiem jedno, jeśli go nie załatwię raz na zawsze, to kiedyś stanie się coś złego-pamiętasz o tym zdarzeniu z Seleną, teraz... porwał jej siostrę-Madison, a potem? Może od razu zgwałci albo zabije Demi? To jakiś szaleniec, mówię ci...
-Jakby co to dzwoń, zawsze ci pomogę. Możesz na mnie liczyć.
-Dzięki, ale sam dam radę.

 *perspektywa Demi*

Następnego dnia obudził mnie telefon. Na ekranie wyświetlił się napis LIAM. O co może chodzić?
-Cześć, bez zbędnego przeciągania spytam-wiesz co się dzieje z Niallem? Gdzie jest?
-Co? Nie, wczoraj trochę się pokłóciliśmy i później już z nim nie rozmawiałam. Myślałam, że wrócił do domu.
-Wrócił, ale mówił, że musi coś załatwić u tego Justina. Miał przyjść na noc...
-Czemu go nie zatrzymałeś?! Boże, nie wyobrażam sobie co tam się działo, trzeba tam jechać! -
momentalnie nasilił mi się ból głowy. Nie rozłączałam się. Miałam ochotę sięgnąć po żyletkę, ale w ostatniej chwili powstrzymałam się. Ostatnio wszystko w moim życiu się wali.

-Słuchaj, możesz pojechać tam ze mną? Znam adres, ale nie mam siły prowadzić. I boję się, co, kogo tam zastanę (lub nie).
-Będę pod twoim domem za 10 minut.

*parę chwil później*
Drzwi o dziwo były otwarte. W domu nikogo nie było. Postanowiliśmy przeszukać cały budynek w nadziei na znalezienie Nialla. Nigdzie go nie widzieliśmy. Payne zadzwonił po resztę chłopaków, przybyli po chwili. Postanowiliśmy się rozdzielić. Usłyszeliśmy krzyki Zayna.
-Chodźcie! Kogoś tu znalazłem! Tu, w piwnicy!
Moje oczy ujrzały zakrwawioną postać, ledwie rozpoznaliśmy twarz Irlandczyka. Louis od razu powiadomił karetkę, a ja oparłam się o ścianę i zaczęłam ryczeć jak głupia. Harry przez cały czas próbował mnie pocieszyć, na marne. Ale widziałam, że też jest przerażony, wszyscy byliśmy. 15 minut później na miejsce zdarzenia przybył ambulans.
-Mogę z wami jechać? Mam na imię Demi i jestem jego dziewczyną. - mówiłam to wskazując na Nialla.

-Niestety nie możesz jechać.-Lekarz powiedział ze współczuciem. - Chłopaki, zabieramy ofiarę do ambulansu, raz dwa!
-Nie bój się Demz, zaopiekujemy się Tobą teraz, a za parę godzin, gdy już będzie coś wiadomo, pojedziemy do szpitala.-oznajmił Zayn. Dzięki temu poczułam się choć troszkę lepiej.
Po kilku godzinach nerwowego czekania wreszcie mogliśmy iść go zobaczyć. Niestety lekarz zabronił wejścia tak dużej grupie osób, więc musieliśmy podzielić się na dwie grupki: ja, Louis i Liam, a potem Harry, Zayn  i Selena, która przyjechała, by nas wszystkich wesprzeć.
Wchodząc usłyszałam rozmowę dwóch pielęgniarek.
-Szkoda chłopaka, ma wielki talent, a może raczej miał. Moje córki go uwielbiają.
-Lekarz powiedział, że na skutek pobicia doznał urazu czaszki-przewrócił się, walnął o coś twardego głową i stracił przytomność.
 Łzy pojawiły się w moich oczach, ale miałam już dość płaczu, on i tak nic nie zmieni.
Uśmiechnęłam się na widok Nialla, był już czystszy i wyglądał nieco lepiej. Nadal niestety nie odzyskiwał przytomności i wydaje mi się, że nawet się na to nie zapowiadało. Podszedł do mnie lekarz.
-Niestety mamy dla pani złą wiadomość...


5 komentarzy -> rozdział jedenasty